Wiesiek. Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Lucyferze- argumentację, która przedstawiłeś
> znam bardzo dobrze. Nie wdając się w
> szczegóły, bo nasze wpisy za chwilę zamienią
> się w "traktaty o...", chcę powiedzieć, że w
> większości przypadków to nie były sprawy
> życia i śmierci, tylko wybór między
> konformizmem a przestrzeganiem zasad. Pomijam
> oczywiście tych, którzy we "władzę ludową"
> wierzyli.
Zgadza się.
> Mam konkretne doświadczenia z tym i owym i po
> prostu WIEM, że szantaż nie musi oznaczać
> imperatywu w podejmowaniu decyzji wbrew własnej
> woli. Ukuł się taki mit, że ubecja nie dawała
> wyboru. Guzik prawda- dawała- ale nie każdy w
> swym wyborze miał na względzie zasady, tylko
> przysłowiową michę, kasę i karierę.
Wiesz, znam to z autopsji, bo mnie też subtelnie proponowano wstąpienie do PZPR przed maturą, oferując zawoalowaną łapówkę w postaci tego, że "zadaniem kandydackim" będzie dostanie się na studia. Odmówiłem, dostałem się i ukończyłem, choć odsiew był z 450 na pierwszym semestrze do kilkudziesięciu osób na końcu. Ale to co innego, niż gdyby ktoś miał umierającego dzieciaka i jako ową łapówkę by mu zaoferowano skuteczne leczenie albo brak dostępu. Tu już nie byłbym taki pewny swojej decyzji, na szczęście nie musiałem takich dylematów rozstrzygać.
> Owszem, nie może się od każdego oczekiwać, że
> będzie bohaterem, ale że będzie człowiekiem
> przyzwoitym - jak najbardziej się może.
> Tu możesz powiedzieć: no dobrze, niektórzy
> swoją przyzwoitość wykazywali podpisując
> jakieś papierki i markując potem, że niby
> donoszą, podejmując "grę" z ubecją. Moim
> zdaniem to był tylko sposób na "wypieranie" (
> pojęcie psychologiczne) ze świadomości faktu
> współpracy, zwłaszcza gdy po podpisaniu
> "papierka" nie informowało się o tym swojego
> otoczenia.
Czy ja wiem? Nasz dawny dozorca wcale nie krył, że musi się spowiadać, a za to regularnie dawał rodzicom cyrk, gdy go o nich wypytywano.
> Poza tym jakimże naiwnym człowiekiem
> musiał być przysłowiowy Kowalski myśląc, że
> przechytrzy esbecję.
I tu się zdziwisz. O ile ci, na których esbecja naprawdę zagięła parol, nie mieli żadnych szans jej przechytrzyć, to przy sporadycznych działaniach ona miała znacznie mniej wiedzy i możliwości, niż jej się przypisuje. Dokładnie tak, jak obecnie jest z różnymi gangami przestępczymi - ktoś, kto z nimi zadarł, nie zna dnia ani godziny, kiedy mu zrobią kuku, więc ma goryli, pozwolenie na broń i żyje nieco jako partyzant, choć często też tak naprawdę poza pogróżkami mu wiele nie grozi. A "szary człowiek" czyta o mafii w gazetach.
> Nawet "niewinne" rozmowy
> były dla niej cennym źródłem informacji;
> przecież tu nie chodziło o dane o instalacjach
> rakietowych, tylko o nastroje w środowisku,
> słabostki innych, cechy charakterologiczne, małe
> zawiści, romanse, itp., itd. Takie rzeczy
> spokojniutko można wyciągnąć z delikwenta
> podczas błahej pogawędki.
Ależ do tego nie była wcale potrzebna jakakolwiek lojalka. Oni to robili rutynowo i standardowo we wszystkich środowiskach. Mieli specjalnie przeszkolone "dusze towarzystwa", które pięknie umiały ludziom rozruszać języki. Z drugiej strony mieli niepozornych ludzi, których byś na ulicy nawet nie zauważył w tłumie, którzy prowadząc luźną rozmowę o d... Maryni, tak naprawdę ją doskonale sterowali i umieli wydobywać większe treści w losowo uporządkowanych kawałeczkach, często podczas wielu "przypadkowych" rozmów i to z wieloma ludźmi, by potem je sobie ułożyć w całkiem spójną treść, której szukali.
One good turn deserves another