Re: Proces generała Jaruzelskiego

Wiesiek. Napisał(a):
-------------------------------------------------------

> Nie zgadzam się z tym sposobem myślenia.

No i dlatego mamy o czym porozmawiać.

> Kto
> się szanował, ten nie podpisywał zgody na
> współpracę.

a) jeżeli miał możliwość nie podpisać. Bo dziś łatwo się mówi "mógł". Jedna sprawa to "dobrowolne" podpisywanie, ale pamiętaj też, że SB była doskonała w szantażowaniu ludzi sytuacjami, do których w ich naiwności sama doprowadzała, a bywała perfidna. Zapewne wiesz, że doskonałym wzięciem do niej cieszyli się absolwenci psychologii. Często szantażowano ludzi także kwestiami rodzinnymi, bo gdy oni sami się nie dali złapać na szantażowy haczyk, to zawsze można było wrobić kogoś z rodziny.

b) powszechną metodą było też wykorzystywanie trudnych sytuacji zdrowotnych, potrafili uzależnić dostęp do leków i pomocy medycznej od współpracy.

c) zupełnie inny aspekt, choć nie wprost związany z SB, ale z Partią, członkostwo w której też się dziś klasyfikuje jako "kolaborację". Mieliśmy znajomego, który był doskonałym lekarzem. I otworzył się w jego szpitalu wakat na ordynatora. On spełniał wszystkie kryteria, ale był bezpartyjny. Jego kontrkandydatem był partyjny karierowicz, politruk z żałosną wiedzą medyczną. Gość bez zapisania się do PZPR nie miał szans zostać ordynatorem. I wiesz co? Tu nie chodziło o karierę zawodową, tylko w imię zdrowia i życia pacjentów wszyscy znajomi go namówili, żeby jednak wstąpił, bo konkurent po prostu powykańcza ludzi. Wstąpił, został ordynatorem, uratował wiele żyć i cieszy się do dziś powszechnym uznaniem i szacunkiem. I wyciągnięcie mu dzisiaj tego, że kiedyś był w PZPR byłoby zwykła małostkowością zakompleksionych ludzików i draństwem. Owszem, mógł się nie zapisać i ze "spokojnym sumieniem" patrzeć, jak przez niekompetencję są wykańczani pacjenci.

> Dla mnie SB to nie były służby
> specjalne mojego państwa, tylko służby na
> usługach komuchów, których nie uznawałem.

Zgoda. Ale to niejako się przewija w cytowanych przeze mnie słowach profesora o "dwoistości" tamtych czasów. Dla mnie też zawsze Polska to było co innego, niż PRL. Zresztą do dziś jest czym innym, niż szwindle i synekury kolejnych rządzących partii i partyjek. Nawet nie wiesz, jak wielu ludzi nie przejmując się podpisywało wtedy na każdym kroku wymagane oświadczenia, że "nie będą działać na szkodę PRL" z założeniem, że będą, bo to nie jest Polska, tylko aparat partyjnej opresji.

> Skąd autor bloga wie, że w tych rozmowach
> Wolszczana z SB chodziło o dyrdymały?

Wiesz, jeżeli jego "donosem" do SB było przekazanie zawartości dokumentu wiszącego publicznie na tablicy ogłoszeń uczelni, to było klasyczne karmienie esbeków sieczką. Wielu ludzi to robiło, mieliśmy kolegę na uczelni, którego milicja złapała po godzinie policyjnej i pod groźbą wywalenia z uczelni w kamasz, zmusili do podpisania lojalki. Owszem, według Twojej argumentacji mógł nie podpisać i dać się wyrzucić. Ale on potem powiedział znajomym na wydziale - słuchajcie, przy mnie o żadnych trefnych sprawach, lepiej żebym nie wiedział, bo nie wiem, co i jak mogą ze mnie wyciągnąć. Ale pomóżcie mi robić dla nich bezwartościowe raporty, żeby się czuli zadowoleni, a ja żebym miał spokojne sumienie. I to działało.

> Widzisz,
> dla mnie te rzeczy to nie była kwestia
> pragmatyzmu, tylko idei i spokojnego patrzenia na
> siebie w lustrze.

Póki po tej idei masz w co spojrzeć w lustrze, bo patrz a) i b) powyżej, a bywało, że i "nieznani sprawcy" nagle gdzieś ciężko pobili.

> Autor bloga pisze: "buce z FBI" - i pewnie w
> domyśle: "nasi z SB". Typowe dla lewaka ( nie
> mylić z lewicowcem).

Czy ja wiem? Nie wiem, jak dobrze znasz Amerykę i Amerykanów, ale nawet dziś rzucenie komuś hasła, że pytało się o niego FBI, wywołuje skrajne przerażenie i skurcz, jak u nas kiedyś analogiczna informacja o UB.

> Co do lustracji: niestety, jej idea została w
> dużej mierze skompromitowana- po pierwsze przez
> siły postkomunistyczne,

Wiesz, nie mam wątpliwości, że jej nieprzeprowadzenie było ceną za bezkrwawe oddanie władzy. I wybacz, nie wierzę w obecne opowieści, że wojsk radzieckich nie było na granicach, więc nie było niebezpieczeństwa rozlewu krwi. Tu obce wojsko nic nie miało do rzeczy. Wystarczyłoby umiejętnie (a to wciąż umieli) poszczuć ludzi na nasze własne polskie wojsko i jatka by była. Bo jeżeli byłbyś żołnierzem mającym broń, a leciałby na Ciebie człowiek lub ich grupa uzbrojona w łomy, śruby czy kamienie, to nie zastanawiałbyś się nad polityką, tylko broniąc własnego życia byś zaczął strzelać. I to było prawdziwe ryzyko jatki, niekoniecznie radzieckie wojska.

> a po drugie przez
> różnych idiotów i demagogów z niby to
> "patriotycznych" ugrupowań.

No, teraz to mamy koncert kombinacji, a do tego uważam, że cały czas ten temat jest manipulowany przez stare siły.

Lustracji czy jak ją zwać, nie przeprowadzono z premedytacją, a nie z braku wzorców. Opowiadali mi kiedyś Holendrzy, że mieli analogiczny problem po II wojnie światowej. Bo nie wiem, czy wiesz, że u nich z Niemcami kolaborowało ponad 15% społeczeństwa. Ale oni to rozwiązali bez emocji, za to doskonale dla kraju. Mianowicie:

- samej "wierchuszce" obejmującej największych łotrów rzeczywiście doprowadzających do mordów ludzi, wytoczono procesy i wymierzono kary, także śmierci.

- całej szarej masie zwykłych ludzi, inżynierów, prawników, lekarzy, budowlańców i nauczycieli, przedstawiono następującą propozycję:

Wiemy, że współpracowaliście z Niemcami. Jednocześnie zdajemy sobie sprawę z tego, że oni was zwerbowali zamiast rozwalić, bo uznali, że jesteście kompetentni w swoich zawodach i im się przydacie. W związku z powyższym my też uważamy, że waszą wiedzę można spożytkować dla kraju. I wskażemy wam miejsca pracy, za pełnym uczciwym wynagrodzeniem, gdzie będziecie mogli dla Holandii odpracować wasze grzeszki. W tym czasie macie bezwzględny zakaz kontaktowania się z sobie podobnymi i tworzenia jakichkolwiek formalnych czy nieformalnych związków, stowarzyszeń, kół, itp. I jeżeli to spełnicie, to po 8 (czy 10) latach pracy, wasza współpraca zostanie zatarta w aktach. Do tego czasu będziemy was mieli na oku.

I czyż to nie było genialne? Przede wszystkim w tym, co spaprano w Polsce - rząd utrzymał kontrolę nad potencjalnie bardzo niebezpiecznymi ludźmi. Nie pozbawił się też możliwości wykorzystania ich wiedzy dla dobra kraju i obywateli. I mógł pilnować, żeby się nie łączyli w grupy wykładniczo zwiększające ich siły i możliwości.

W odróżnieniu od naszej dzikiej dywanowej lustracji, gdzie wywalano ludzi jak leci, bez żadnej późniejszej kontroli nad ich działaniami, co w naturalny sposób pchało ich do tworzenia różnych "związków" między sobą i sprzedaży jedynych umiejętności jakie mieli, także przestępczemu podziemiu.

Bo gdy ktoś powie "esbek", to myśli o oficerze śledczym, kacie, politruku, czy innym tego rodzaju stanowisku. Ale tam była także masa, zapewne nawet liczniejsza, stanowisk typu kierowca, technicy wszelkich maści - od podsłuchów, przez daktyloskopię do fotografii, specjalistów od broni, pojazdów i innych dziedzin, których można było spokojnie "odwrócić" i wykorzystać z pożytkiem dla nowego systemu. Ale tego nie zrobiono i to był poważny błąd.

A dodaj do tego, że w podobnej sytuacji znalazła się masa pracowników wywiadów z zachodu, bo po upadku żelaznej kurtyny zabrakło dla nich pracy i masz odpowiedź, skąd potworzyły się różne dziwne bardzo mocne struktury międzynarodowe.

One good turn deserves another