lucyfer napisał(a):
> Widzisz, jedna z podstawowych różnic między Polską, a UE
> generalnie polega na tym, że gdy UE coś planuje, to robi to z
> wyprzedzeniem od lat do dekad. Po to, żeby kraje członkowskie
> mogły się solidnie przygotować do "godziny zero".
O to to! O to właśnie chodzi! Ale jeden znak "Brak znaków na długości 10km" czy "Nieoznaczone skrzyżowania" by wystarczyło. No, problemu całkowicie by nie rozwiązało, ale wypadki nie byłyby masowym zjawiskiem. Zawsze się trafi jakiś idiota, co poradzić.
> Nie bierzesz pod uwagę jednego aspektu, który ogromnie sprzyja
> takim rozwiązaniom, a we współczesnym świecie jest coraz
> silniejszy - krotkofalowych oszczędności. Na znakach i
> sygnalizacji. Efekty dlugofalowe dadzą się obliczyć za
> kilkanaście lat, ale już dzisiaj można się wyborcom chwalić,
> jak to się oszczędziło. A z ewentualnych strat za kilkanaście
> lat będą się tlumaczyć inni.
Przeczytaj cały artykuł (najnowszy "Najwyższy Czas!"), tu nie chodzi o oszczędności, ale o zmuszenie (?) ludzi do zachowywania się odpowiedzialnie na drodze, a nie do ślepego patrzenia na znaki czy sygnalizator.
Ile to razy widziałem ludzi stojących na przejściu wpatrzonych w sygnalizator, jak zapala się zielone, to od razu noga na przejście, "mam zielone, więc mam pierwszeństwo, no to idę", bez rozejrzenia się, czy przypadkiem nie zbliża się jakiś wariat, albo czy ktoś nie wpadł w poślizg na plamie oleju. Sprawcą będzie oczywiście kierowca, ale może byłaby jedna ofiara mniej. Ja też tak robiłem, i nadal zdarzy mi się tak zrobić. Odruchy i przyzwyczajenia to czasami wróg a nie przyjaciel.
> Pisałeś gdzieś o braku oznakowania poziomego. Na całym świecie
> droga pozbawiona choćby linii rozdzielającej (nie mówiąc o
> bocznych), uznawana jest za niepełnowartościową i jest na niej
> wprowadzane dodatkowe ogrniczenie prędkości. U nas ponad polowa
> dróg, to drogi niepełnowartościowe, a ograniczenia nie ma.
A tak, "na całym świecie". Jak ma tylko dwa pasy, to po co znak poziomy? Jak ktoś ma problemy z oceną odległości, to niech jeździ komunikacją miejską, bo jeszcze kogoś zabije.
Tego typu pasy są najwyraźniej traktowane jako fizyczna bariera, bierze się to ze złudnego założenia, że pozostali uczestnicy ruchu zawsze stosują się do przepisów: "Nie wolno wjeżdżać na przeciwległy pas ruchu? No to nie wjadą na mój, bo im nie wolno. Proste.".