Obserwator napisał(a):
> Witam.
>
> Dostalem dzisiaj zdjecie z fotoradaru. Wykroczenie popelnilem
> 28.08 czyli przeszlo miesiac temu.
Czyli już Cię nie można ukarać w postępowaniu mandatowym, tam jest 30 dni na wręczenie mandatu przyjętego za pokwitowaniem. Czasami, jak wskazują informacje pojawiające się w necie, nieco to obchodzą i naginają żeby wszystkim ułatwić zycie. Jeżeli masz wezwanie, to pewnie Ci zaproponują mandat i jeżeli go przyjmiesz i zapłacisz, obejdzie się bez SG. A jak to obchdzą w papierach "żeby daty grały", zwyczajnie nie wiem.
> List zostal nadany 12.10
> przez "straz gminna". Troche dlugo sie z nim ociagali... Czy
> mam jakies prawo do odwolania?
Możesz tylko się nie zgodzić na przyjęcie mandatu i sprawa ląduje w SG już na pełnej rozprawie (a nie zaocznej), gdzie możesz się bronić.
> Nie jestem wlascicielem pojazdu,
> ktory prowadzilem.
No i dlatego pewnie się wlokła. Najpierw wezwali właściciela pojazdu, któy wskazał Ciebie, bo skąd by inaczej mieli Twoje dane i adres? Chyba, że to np. żona i sprawdzili, że na zdjęciu jest mężczyzna, a Twoje dane wzięli z PESELa.
> W ogole sprawa wydaje mi sie dziwna bo w
> "miastach" zawsze zwalniam, na zdjeciu nie widac zeby byl to
> teren zabudowany...
>
Cóż, jeżdżę podobnie, ale obawiam się, że z fotoradarem będę kiedyś miał do czynienia z innego powodu - w bardzo wielu miejscach w Polsce zwyczajnie nie widać z oznakowania, w obrębie jakiego ograniczenia się poruszasz. Wynika to zarówno wprost z "oszczędności" i prymitywizmu zarządców nie oznakowujących stosownie dróg, jak i pośrednio, z niereagowania na "znikające tablice". Zdarzało mi się jechać kilkanaście km przez las, który formalnie był terenem zabudowanym, bo po białej przekreślonej tablicy w poprzedniej wsi został tylko słupek. I jeżeli jakiś cwaniak reperujący gminną kasę by tam postawił fotoradar, nie miałbym szans. Znam masę dróg, gdzie "w tę" i "wewtę" obowiązują różne ograniczenia prędkości, niczym racjonalnym nie uzasadnione, poza niechlujstwem zarządców.
Szczególnie można się naciąć na dobrze znanej drodze, gdzie nagle ukradziono tablicę, a strażnicy zamiast monitować zarządcę o jej przywrócenie (mają takie prawo i mogą go nawet ukarać), wykorzystują to niecnie do reperowania budżetu.
Do tego dochodzą "zagadki kodeksowe", czyli krańcowo kretyńskie pogmatwanie prawa. Wyobraź sobie, że jedziesz Wisłostradą, na której na danym długim odcinku generalnie obowiązuje 80 km/h. Ale po drodze jest
wyjazd z Wisłostrady w jakąś małą uliczkę. Na zdrowy rozsądek, ponieważ jest to tylko wyjazd, ale bez możliwości wjazdu, nie powiniem mieć wpływu na ograniczenie na Wisłostradzie. A ma - od czasu, gdy w kodeksie do defninicji skrzyżowania (które kasuje ograniczenie prędkości ustanowione znakiem) dopisano także
rozwidlenie dróg w jednej płaszczyźnie. Czyli od tego wyjazdu do następnego znaku 80 km/h masz ograniczenie do 50/60 km/h. Kilka lat temu w łapaniu na takich łamigłówkach specjalizowała się warszawska drogówka, póki jej szef w końcu nie uznał, że jest to wręcz nieprzyzwoite i nielogiczne i nie doprowadził do stosownego "zagęszczenia" znaków 80 km/h. Ale niestety już nie jest szefem.
I w takich sytuacjach można się przejechać.
> prosze o rade
Jak widzisz, musisz sprawdzić gdzie to konkretnie było. Obawiam się, że jeżeli wpadłeś w "pułapkę przepisową", to pozostanie zgrzytanie zębów i przyjęcie kary.
Bo jeżeli właściciel pojazdu Cię wskazał jako jego ówczesnego użytkownika, to trudno będzie rżnąć głupa, że pożyczyłeś go na chwilę nieznajomemu, który akurat o to poprosił, czy wujkowi z Gruzji
One good turn deserves another