W kwestii młodych kierowców.
Na początku lat 80-tych ub. stulecia jednemu z ówczesnych krajowych przewoźników zaczęło nagle brakować kierowców autobusowych.
No więc ktoś wymyślił specjalne kursy, których absolwenci zdobywali uprawnienia do prowadzenia
tylko autobusów - była to wtedy kat. "D" ( tu mogę się mylić) - obecnie nieco poszerzona- popularnie nazywani "dodupkami"
lub "kamikaze".
W mojej akurat firmie wymyślono likwidację etatów konduktorów autobusowych.
Tytułem wyjaśnienia dla młodzieży czytającej to forum: "konduktor to była taka osoba, która sprzedawała w autobusie bilety. Wyposażona ( ta osoba ) była w torbę na gotówkę noszoną na szyi, szczypce do dziurkowania sprzedawanych biletów które znajdowały się w "piórniku", a czasem także w innym tajemnym miejscu - takie bilety wprowadzane do obiegu kolejny raz nazywano "szwedami" i służyły do zdobycia gotówki na obiad gdzieś w trasie dla kierowcy i konduktora.
No więc przekwalifikowano tych konduktorów na kierowców i wysłano na trasy. Na początku przez kilka dni jeździli z "mistrzem", którego zadaniem było ocenić technikę jazdy obsługę autobusu i inne podobne.
Z znajomością tras nie było problemów -znali je doskonale.
Oprócz konduktorów były także konduktorki - im również zaproponowano szkolenie - o ile pamiętam jedna to przeszkolenie przeszła i znalazła pracę w innej firmie, jako kierowca zakładowego "koziołka" czyli Jelcz-a 080, autobusu niezwykłej urody, na podwoziu ciężarowego Star-a.
Jak się okazało - w większości byli to bardzo dobrzy kierowcy, którzy przepracowali w firmie wiele lat, najczęściej już do emerytury.
To jest wszystkim zawodowcom znane, ale czasami trafi się ciekawy amator, więc to
właśnie dla ciekawych amatorów ...
bogus.
Piszę poprawnie po polsku.
Mamy coraz lepsze widoki na coraz gorsze perspektywy!
Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2010-10-21 16:20 przez bogus.