"
U nas zwolennicy wprowadzenia całkowitego zakazu spożywania alkoholu od dnia dostania prawa jazdy aż do śmierci krzyczą, że "aż 10% wypadków powodują pijani kierowcy". Znając "rzetelność" naszych "przekaziorów" po pierwsze się zastanawiam, czy te 10% to faktycznie sami sprawcy, czy także uczestnicy, np. poszkodowani wyłapani przy okazji zdarzenia? Po drugie co to znaczy? To znaczy, że aż 90% wypadków powodują kierowcy trzeźwi, a więc są 9 razy bardziej niebezpieczni javascript:editor_tools_handle_smiley_select("")"
I znowu, intensywnie propagowana przez "merdia" "zmyła" z szerokiej gamy działań pozornych.
I ta "zmyła" załapała w Sejmie gdzie posłowie PiS-u (jakoś się temu nie dziwię) potraktowali ją poważnie.
Rozumując logicznie należałoby postąpić odwrotnie - zakazać jazdy "po trzeźwemu".
Czyniąc tak ratujemy życie circa about 5,5 tysiącom ludzi zabijanych rocznie w wypadkach drogowych.
Zakazując jazdy pijanym ratujemy tylko ~500-600 osób. Wygląda na to, że po wejściu do gmachu Sejmu, posłom przestają funkcjonować mózgi.
W ciągu ostatnich paru lat nasiliła się plaga działań pozornych w postaci generowania fikcyjnych przestępstw i wykroczeń.
W pewnym sensie jest to zrozumiałe - służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo obywateli optymalizują swoje działania:
minimum wysiłku - maksimum efektów. A że w tych warunkach prawdziwi przestępcy mogą spokojnie i bezpiecznie działać no to kogo to obchodzi poza poszkodowanym społeczeństwem.
Bardzo wyraźnie to widać na drogach - policja nie jest w najmniejszym stopniu zainteresowana bezpieczeństwem ich użytkowników. No bo co to za wynik, że kierowca dojechał szybko, sprawnie i bezpiecznie z punktu A do B. To nie jest, statystycznie biorąc, żaden wynik. Ale jeżeli na odcinku z A do B było kilka kolizji, stłuczek lub trupów, kilku pijanych w sztok z wynikiem 0,21, etc. etc. - o tak, to są wyniki, znakomite wyniki i premie dla funkcjonariuszy.
Inaczej mówiąc, ocena przez społeczeństwo pracy policji drastycznie rozmija się z systemem formalnych ocen wymyślonych przez KGP.
Wracając na drogi, to jak zauważają wszyscy kierowcy - misie z radarem kontrolują prędkość zawsze w takich warunkach kiedy prędkość bezpieczna (określenie S. Zasady) jest wyższa od dozwolonej administracyjnie - czyli generują fikcyjne wykroczenia.
Przykłady - proszę bardzo:
- ograniczenie prędkości przy szkole - kontrolujemy w wakacje kiedy szkoła stoi pusta i znak jest bez sensu,
- ograniczenie na wiadukcie który zimą przemarza i może być gołoledź - kontrole zawsze kiedy temperatura jest powyżej zera i na suchej drodze nic nikomu nie grozi,
- dojeżdżamy do przejazdu przez tory - znak stop, z bliska okazuje się, że tory po obu stronach drogi są już rozmontowane. To nie zatrzymujemy się bo jest to czynność pozbawiona sensu. Po kilkudziesięciu metrach z krzaków wyskakuje policjant, proponuje nam mandat i dobrotliwie tłumaczy, że jak ten znak nie byłby potrzebny, to by tu nie stał!!!!!
I tak by można wymieniać bez końca
Nic więc dziwnego, że spory procent kierowców, szczególnie młodych, traktuje przepisy RD jako coś w rodzaju utrudnień w ruchu na drodze które można olewać. A tu nagle trafiają na racjonalnie ustawione ograniczenie z wartością prędkości dokładnie dopasowaną do warunków (naprawdę są takie, sam widziałem) - i mamy tragedię - trupy, ranni, porozwalane samochody.