Dzisiaj wróciłem sobie po południu do domciu remontowanym odcinkiem szosy poznańskiej między Morami i Broniszami.
Kiedy zaczynały się przygotowania do remontu, miałem nadzieję, widząc kopane rowy, że wreszcie na tym odcinku zostaną ustawione latarnie. Bo od Warszawy do jej granicy są, potem jest ponadkilometrowy ciemny odcinek i latarnie zaczynają się dopiero w Broniszach.
Nic nie wskazuje na to, żeby latarnie miały się pojawić. A aż się tam o nie prosi. W Jawczycach jest słabo widoczne przejście dla pieszych, oświetlone bżdżącą latarnią ustawioną daleko od drogi, która w światłach nadjeżdżających samochodów i tak wiele nie daje. Jest też skrzyżowanie, które do kilku lat temu było "przelotowo-łamane". Trzeba było dopiero kilku paskudnych wypadków, żeby ktoś pomyślał i zablokował możliwość przejazdu nim w poprzek szosy. Ten ciemny odcinek jest specyficzny - w kierunku na Poznań ludzie dają ostro w gaz, żeby na dwupasmowym odcinku wyprzedzić jak najwięcej samochodów, zanim szosa się zwęzi w Ożarowie. W drugą stronę dają ostro w gaz, gdy tylko wyrwą się z Ożarowa, gdzie ze względu na ograniczenie (a przede wszystkim wysepki na środku drogi) trudno jest rozwinąć większą prędkość, i chcą "odzyskać metry", zanim wpadną do Warszawy.
Chciałbym się mylić.
Ale jeżeli przy inwestycji za takie pieniądze ktoś nie pomyślał o postawieniu tam latarń, to nie wiem, czy żalić się nad jego brakiem wyobraźni, czy przeklinać "polskie oszczędności". Ale będzie to prawdziwy skandal.
Obecnie (od lat) tam jest jeszcze jedna ciekawostka, świadcząca o niedouczeniu naszych speców od oświetlenia. Mianowicie gęsty ciąg latarń od centrum Warszawy urywa się raptownie na jej granicy. Zasadą przy "zakańczaniu" oświetlonych odcinków dróg jest tonowanie przejścia w ciemność w drodze coraz rzadszego ustawiania latarń na końcu odcinka oświetlonego, żeby oczy kierujących miały czas dostosować się do ciemności. Bo o ile oczy na olśnienie reagują błyskawicznym zmniejszeniem źrenic (ratunek przed oślepieniem), to w drugą stronę dostosowanie wzroku trwa od kilkunastu sekund do kliku minut. A paradoksalnie, dokładnie w miejscu gdzie kończą się latarnie, ograniczenie prędkości podnosi się z 50 do 100 km/h. I nie chodzi mi o to, żeby kretyńskim polskim sposobem ograniczyć prędkość na całym odcinku do 50 km/h, tylko żeby może jednak ktoś poszedł po rozum do głowy i jeszcze te latarnie dostawił. Bo to naprawdę jest minimalny wydatek w stosunku do kosztu całej inwestycji.
Poza tym aż mnie zastanawia, jak możliwe było wykonanie i zatwierdzenie projektu, w którym na takim odcinku (między dwoma oświetlonymi) nie przewidziano latarń? A może przewidziano?
One good turn deserves another