barbara napisał(a):
> W calej tej histori jest cos zabawnego.....Mlodzi ludzi majcy
> telefon na karte jak juz im sie karta skonczy sa poprostu
> nieobecni.
To z czasem przestaje być zabawne. W wypadku ludzi poznanych przed erą internetu i komórek, mam ich telefony stacjonarne i adresy zamieszkania, ale w wypadku większości "kontaktów" zawodowych, pomijając rzadkie spotkania, ludzie ci istnieją wirtualnie w postaci numeru komórki i maila. I wystarczy, że zmienią pracę, co pociąga za sobą zmianę maila i komórki, a przestają "istnieć". Zwróć uwagę, że specjalnie używam słowa "kontakt", bo do tego pojęcia współczesny świat zaczyna sprowadzać ludzi.
Znałem kilka potężnych firm, po ktorych ślad nie został albo zostały wchłonięte przez inne. Wszystkie adresy mailowe się zdezaktualizowały, komórki wyłączono. Potem z czasem w drodze przypadkowych spotkań na konferencjach część tych osób się odnalazła.
Tak, że ludzie zaczynają "wirtualnie umierać'. Miałem kiedyś taką sytuację, że w firmie X rozmawiałem na temat jakiegoś projektu zawsze z panią Y. Mieliśmy z firmą konferencję w mieście, ale pani Y się nie pojawiła. Próby telefonu na komórkę kończyły się na "nie ma takiego numeru". W końcu ktoś z firmy zadzwonił na recepcję. Okazało się, że pani z minuty na minutę przestała pracować w firmie. Żadnej dalszej informacji, żadnego dalszego kontaktu do niej - firma ją po prostu "zmazała z tablicy". Dopiero po kilku miesiącach "znalazła się" u konkurencji.
Czasami jest tak, że dzwonisz pod znany Ci od lat telefon kontrahenta - pracownika firmy - i słyszysz - pan Iksiński już tu nie pracuje. A czy jest z nim jakiś kontakt? Informacji nie udzielamy. I jeżeli nie miałeś innego kontaktu, człowiek "wirtualnie umarł".
One good turn deserves another