Zwróć uwagę, że od czasu gdy w różnych branżach fachowców merytorycznych zastąpili spece od finansów i administracji, których ja uważam za bliższych różdżkarzy, niż speców, to praktycznie wszystko się opiera na kalkulacji ryzyka ile na tym można zrobić, ile stracić i na ile mogą wsadzić.
Kiedyś gdy staremu konstruktorowi z obliczeń powychodziło X, to z doświadczenia i nosa dodawał pewny zapas. Bo miał doświadczenie i nos. Dziś zamiast konstruktora siedzi człowieczek, którego główna nauka poszła na obsługę "programu wspomagającego projektowanie", a nie na merytoryczną znajomość fachu. A także na "oszczędzanie", robienie "więcej i taniej". Skutek jest taki, że on owo X jeszcze często nieco okroi, nie zawsze zdając sobie sprawę z konsekwencji, lub wychodząc z założenia odwrotnego od starego inżyniera - tamten zakładał, że coś nie ma prawa się zdarzyć, ten zakłada, że jeżeli jest wystarczająco małe prawdopodobieństwo, to czym się przejmować, skoro można sporo (w produkcji masowej szczególnie) oszczędzić? Do tego "firma" stawia za nim prawników, którzy tak konstruują umowy, żeby to było bezkarne. Bo dzisiejsze firmy "techniczne" wydają często więcej na honoraria prawników mających je chronić przed odpowiedzialnością, niż na pensje inżynierów, którzy by umieli porządnie zaprojektować.
Identyczny model działa w innych branżach, także finansach ale i właśnie w owej turystyce. Zero zapasu i rachunek prawdopodobieństwa.
One good turn deserves another