Ja w takiej sytuacji z Mamą wysadzałem ją blisko drzwi, a potem się parkowałem dalej. I wracając po nią podjeżdżałem.
Z drugiej strony dziś gdyby nie instynkt, upolowałbym kanarka, czyli żółtego rowerzystę. Dojeżdżałem droga główną do podporządkowanej dochodzącej z lewej zamiarem skrętu w tęże. Dojeżdżająca samochodem tą uliczką i zamierzająca skręcić w swoją lewą zatrzymała się by mi ustąpić pierwszeństwa. I w tym momencie jej lewą stroną śmignął sobie bez zwalniania odbajerowany ścigant rowerkowy. Gdyby nie to, że gdzieś mi mignął i mocniej niż zwykle zwolniłem przed skrętem, miałbym go na błotniku. Nawet się palant nie obejrzał.
One good turn deserves another