Tej zimy zaobserwowałem dziwne zachowanie się temperatur ujemnych w ciągu doby.
Normalnie podczas przymrozków, temperatura zaczyna spadać po zachodzie słońca (normalne, bo natura nam wyłącza "grzejnik" ) i spada stopniowo do wschodu słońca. Dopiero potem zaczyna się podnosić. Skala bezwzględna tego zjawiska oczywiście jest różna (wahania od kilku do kilkunastu stopni), ale schemat w poprzednie zimy zawsze był taki sam.
W tym roku obserwuję regularnie powtarzający się schemat:
temperatura zaczyna spadać od zachodu słońca, ale tylko do godziny 22 - 24, a potem znowu zaczyna stopniowo rosnąć. Czyli przesunął się "dołek".
Czy ktoś zna wyjaśnienie?
One good turn deserves another