Tragedią jest to, że ci "młodziacy" zasiadają na różnych odpowiedzialnych stanowiskach w zagramanicznych firmach i dla nich nie ma żadnej swiętosci czy zasad, liczy się tylko "shareholder value", czyli notowania na gieldzie i wyniki finansowe. Na swiecie nieco sie za to zaczęto brać, ale u nas nie. I potem taka "kultura" spływa w firmie na dół. Jeżeli ktos ma jakiekolwiek zastrzeżenia, dowiaduje się, że przecież na jego miejsce znajdą się inni chętni. Ludziom tym nic nie jest straszne, są przekonani o swoej wręcz niesmiertelnosci i tym, że technologia wszystko rozwiąże. Kiedy przekonują się, że tak już nie jest, są często wrakami psychicznymi.
Jedynym ratunkiem jest to, co co jakis czas dzieje się w takich firmach - poruszenie wsród Rady Nadzorczej i wymiana zarządu. Bo na szczęscie w radach nadzorczych (na swiecie, nie w Polsce) w większosci zasiadają ludzie bardziej dojrzali, ktorzy pewne etapy radosnej młodosci mają już za sobą i wiedzą, jak swiat naprawdę wygląda. Oczywiscie są wyjątki. Problem współczesnego swiata leży w tym, że ulegl strasznemu skróceniu horyzont czasowy myslenia. O ile to jest "do przeżycia" w wypadku produkcji czy usług, w wypadku społeczeństw jest totalną głupotą, bo tam nie można planować pięciolatkami.
One good turn deserves another