Każdy, kto w cos przydzwonił, wie, że konkretna prędkosć zaczyna się od niewielkich prędkosci - widać to po wgnieceniach blach
Z kolei w Warszawie nie odczuwam koniecznosci jeżdżenia ze "strasznymi" prędkowsciami. Generalnie ten wariacki wyscig jest skutkiem braku logistyki ze strony kierowców. Trzeba tak sobie ułożyć plany, żeby ich wykonanie nie zależało od tego, czy przejedzie się dany odcinek ze srednią 60 km/h czy 40 km/h. Wiem, że czasami się nie daje, ale jeżdżąc po W-wie odnoszę wrażenie, że tutaj nigdy to się nikomu nie udaje (planowanie) więc jeżdżą wyłacznie ze szaleństwem w oczach.
Często dojeżdzam do Wa-wy drogą W-wa Leszno. Jadę sobie spokojnie, wcale nie kapeluszniczo. Mam zasadę, że zbytnio nie przekraczam Vlim, za to przepisy nie zabraniają do niej dynamicznie przyspieszać. No i często jestem po drodze wyprzedzany przez scigantów, walących na lim=60 tak z 90 - 120. I co? Kiedy dojeżdżam do swiatełna Lazurowej, są może o 2 - 3 samochody przede mną.
Kilka dni temu musiałem dowieźć szybko pracownicę do szpitala - zrobiłem to w rekordowym czasie, praktycznie nie przekracajac Vlim, tylko wykorzystując każdy możliwy skrót i wolne miejsce na drodze, ale wcale nie zajeżdżając nikomu drogi. U nas po prostu często ludzie pokrywają braki w technice jazdy bezmyslnym deptaniem na gaz i chaotyczną zmianą pasów. A mnie uczono czegos innego - obserwujesz drogę tuż przed samochodem, bo oczywiscie nie należy w nic wjeżdżać, ale w każdym wolnym momencie obserwujesz drogę tak daleko w przód, jak tyko wzrok sięga i planujesz możliwe warianty jazdy w funkcji tego, co się może zdarzyć (tak jak w szachach). I wcale nie trzeba wtedy deptać prędkosci do oporu.
One good turn deserves another