Poztanowiłem w ostatni łyk-end wyruszyć na wycieczkę po Warszawie z koleżanką małżonką oraz młodszą pociechą, systemem turysty zagranicznego. Jak postanowiliśmy tak też uczyniliśmy.
W sobotę na Kopiec Powstania (bywamy tam często z kolegą Adasiem w zgoła innych celach i okolicznościach
), ponieważ trwają obchody, na górze mnóstwo wieńców i dwóch znudzonych żołnierzy podrzucających drewno do symbolicznego ognia. Widoczność słaba z racji wiszącej w powietrzu burzy. Turystów raczej bardzo skromnie, wyłącznie krajowi. Zero jakiegoś widocznego obciachu oprócz błotnistego parkingu na Bartyckiej.
Zaraz potem udliśmy się na wycieczkę tramawajem wodnym po Wiśle.
Przypłynął prawie punktualnie. Przyjemny chłodek od wody, brudnej jak ściek. Stan wody Wisły niski, na Cypel Czerniakowski można przeskoczyć, co zdarza się naprawdę baaardzo rzadko.
W tramwaju "Generał Kutrzeba" delikatna muzyka związana z Warszawą oraz opowieści i ciekawostki o mijanych miejscach, oczywiście z taśmy. W sumie fajnie, niestety dla obcych - tylko w języku polskim.
No i pierwszy obciach, na jednym z przystanków brak koordynacji z kursującym z tej samej przystani promem pieszo-rowerowym na stronę praską. Kapitanowie obu jednostek ustlali "na biegu" jak i co. Po 10 min płynięcia w miejscu, miejsce do cumowania wolne!
Przy okazji słyszałem jak obaj nie bardzo wiedzieli co mają zrobić z ostatnim kursem bo mają się zjawić jacyś notable z komunikacji miejskiej i rejs ma być zamknięty ale nikt z nich jeszcze nic nie wie i mówią już pasażerom ze rejsu nie będzie
oto Polska cała! Dla turysty z zagranicy (na szczęście nie było tam żadnego) sytuacja conajmniej dziwna.
Potem piechotką pod rurę
. Przy okazji obejrzałem i obfotografowałem jak remontują nawierzchnię wisłostrady - to woła o pomstę do nieba. Ale o tym w osobnym wątku.
W niedzielę pogoda od rana podobnie zawiesista, robimy do tramwajku i do Ogrodu Saskiego. Po drodze same rozkopane skrzyżowania i ulice, dla obcych może to sprawiać wrażenie generalnego remontu miasta (w sensie pozytywnym) ale jak się przyjrzeć towarzyszącym temu rozwiązaniom komunikacyjnym to już wychodzi na lipę. W Ogrodzie Saskim turystów jak mrówków, japońce z wrośniętymi aparatami foto, niemcy w szortach z plikami przewodników, kupa innych.
Obiekty zainteresowania zupełnie inne jakby wynikało z historii miasta: fontanna i muzy oraz dziedziniec żyletkowca z fontanną! Generalnie względnie czysto i spokojnie.
I teraz zmierzamy do kulminacyjnego punktu z którego wynikł tytuł postu.
Postanowiliśmy przejechać się piętrusem linii 100 po mieście, wsiadając na przystanku przy Pl. Piłsudskiego. Autobus, stary zdezelowany MAN, podjechał z ok 10 minutowym opóźnieniem. Moje dziecko od razu myk na górny pokłąd a tam... 80 stopni celsjusza. Normalnie zrobiłem się cały mokry w niecałą minutę. Ale turyści (dużo obcokrajowców) z wyrozumieniem i cierpliwością znosili te warunki. W końcu może tak ma być, czego się nie robi dla zaliczenia kolejnego wyjazdu turystycznego.
W autobusie również miła pani przewodnik, na zmianę po polsku i po angielsku opowiadała o mieście. Za dwa przystanki, na przystanku końcowym na Długiej pożegnała się a pasażerowie podziękowali i bili brawo! Jakiż był mój szok i nowych turystów gdy usłyszeli że w następnym kursie przewodnika już niet. Dla mnie to bez różnicy ale Ci z zagranicy, widziałem, byli nieco zmieszani.
Po dwudziestu minutach przerwy odjazd na kolejną rundę objazdową.
Autobus rusza, powoli inagle trrach, motor kaput! Kierownik pojazdu podtoczył rozpędem najbliżej lewej jak styknęło i 10 minut próby uruchomienia.
Każdy kto był na Warszawskiej Starówce wie jak wygląda ul. Długa w letnią, pogodną, wakacyjną niedzielę - po prostu auto na aucie byla jak i byle gdzie. W czasie kiedy kierownik próbował odpalić pojazd, z jego prawej strony, na grubość lakieru pojedynczo przejeżdżały auta osobowe. Kierowcy nie mający pewności siebie za kółkiem, dopiero poganiani przez innych z pomocą przygodnych przejeżdżali. Tak w ciągu 10 min z 5-6 aut, nie więcej. Co się dziąło z tyłu, poza zasięgiem wzroku, można było sobie tylko wyobrazić po epitetach, głównie taksówkarzy.
Po 10 minutach prób, kierownik zdał sprzęt i opznajmił pasażerom że "ekskursji nie budziet". Zawiązał się naprędce nieformalny komitet do spraw opuszczenia autobusu, złożony z turystó, co ciekawe, obcych nacji.
Nie było szans otworzyć drzwi bo przeciskające się auta, przyklejały się do prawej strony autobusu. Na górnym pokładzie temp. pewnie przekroczyła temperaturę ścinania się białka na wolnym ogniu, na dolnym nie szło już wytrzymać a tu d..a, nie można wyjść, ba, nawet drzwi otworzyć!
Pomógł przez przypadek taksówkarz-superburak-prymityw, zatrzymał się na wysokości przednich drzwi kierowcy autobusu, otworzył okno i zwyzywał go tak że włosy dęba stanęły, wszystko na oczach zdezorientowanych, zszokowanych i na szczęście nic nierozumiejących (?) obcokrajowców. Na koniec burak-złotówa z korporacji "bayer-taxi" opluł autobus i odjechał. Dla gości był to szok.
W międzyczasie nieformalny komitet d.s. opuszczenia autobusu otworzył drzwi i wyprowadzał pasażerów. Co ciekawe, zabezpieczenie wysiadania i wstrzymanie aut zapewniali wyłącznie obcokrajowcy! Radzili sobie doskonale.
Ale jedna baba w wylizanym aucie miałą gdzieś wszystko i zaczęłą powolulku, systematycznie swoim bolidem wjeżdżać w przestrzeń między autobusem i zaparkowanymi autami, po nogach wysiadających z autobusu pasażerów. Wzniósł się krzyk, tym razem ja zareagowałem i podbiegłem do durnej baby ale ta nawet nie spojrzała i dalej, jak spychaczem.
Na szczęście pojawił się Pan Policjant i zatrzymał Głupią Babę i kazał jej się wycofać, co uczyniła. Miała dokąd bo już nikt nawet nie próbował się zbliżać do wypróżnianego autobusu.
Dla gości z zagranicy z piętrusa byłą to pewnie "atrakcja" jakiej nie zażyli w żadnym mieście cywilizowanego świata:
- jazda zdezelowanym starociem bez klimatyzacji, reklamowaną we wszystkich przewodnikach po Warszawie flagową linią turystyczną nr. 100,
- możliwość pokierowania sobie ruchem,
- wzajemne stosunki między polakami w sytuacji krytycznej - tego na pewno nie zapomną,
- traktowanie pieszych przez kierowców,
- ściek jako wizytówka miasta,
- nieprofesjonalna wręcz prymitywna komunikacja rzeczna.
Dla nich zwiedzanie miasta zeszło pewnie na plan dalszy.
Swoją drogą ZTM i MZA, instytucje zależne od miasta, wystawiają piękne świadectwo Warszawie. Skoro miasto namawia turystów z zagranicy, za pośrednictwem wszystkich dostępnych środków, do wycieczki piętrusem po Warszawie a podstawia trupa który nadaje się raczej do obsługi trasy Wołomin - Warszawa, to coś tu jest nie halo.
Czy ktoś będąc w stolicy miasta europejskiego i kozystając z bus-touru jechał kapciem w piekarniku, który na dodatek się wy...ał na środku miasta a nie wygodnym, klimatyzowanym autobusem z przewodnikiem?
Moja żona była okropnie zbulwersowana ale dziecko na koniec podsumowało: -Tato? kiedy jeszcze przejedziemy się piętrusem poWarszawie?
Korzystajcie z map!
jest źle, będzie jeszcze gorzej
Pozdrówka
Szafir Optymista