Misio Pysio napisał(a):
> Otrzymuje
> odpowiedź, że go bardzo szanują i podziwiają za jego grę itd
> itp, ale "tak ślamazarnie wygląda przy instrumencie".....
Też się z tym spotykałem w różnych branżach. To jest efekt kultu "plastikowych ludzi".
Lansuje się nastoletnie panienki z dużymi .... oczami, wybrylantynowanych gogusiów, ktorzy tak naprawdę nic nie mają do powiedzenia/pokazania merytorycznie, ale "ładnie wyglądają". No i co ważne, są znacznie tańsi od ludzi doświadczonych w swoich branżach, gotowi łamać wszelkie kodeksy zawodowe i etyczne, pracować całą dobę i posuwać się do granic ekshibicjonizmu (tak objaśniał zalety aktorow-amatorów w stosunku do "starych" jakiś producent w artykule w jednej gazecie).
Czyli "społeczeństwo medialne", gdzie opakowanie ma większe znaczenie od zawartości. Z tym, że to "ładne" podlega bardzo szybkiej rotacji ze względu na "zużycie naturalne piękna" i szybkie znudzenie widzów (bo gdy np. Kuba Wojewódzki pokazał juz goły tyłek, to wiele więcej pokazać nie może, a chamstwo zaczyna już nużyć). W efekcie zanika pojęcie "osobowości" - nie ma już takich trwałych postaci jak kiedyś - spikerow, aktorów, autorów programów tematycznych, dyrygentów, muzyków, śpiewaków.
Dugi "trynd" do zepchnięcie fachowców do roli wyrobników, gdzie liczy się pośrednik, a nie to co oni sobą reprezentują. W muzyce będziesz za chwile miał przetargi na zagranie utworu symfonicznego, gdzie jedynym kryterium będzie cena, a nie klasa. Wyłaniany będzie pośrednik, który orkiestrę będzie komponował po wygraniu przetargu, na zasadzie - kontrabasista z Olsztyna, bo dał najniższą cenę, skrzypek z Katowic, ale perkusistę weźmieny z Chin i podłączymy do orkiestry przez telefon - bo wyjdzie taniej, niż go zaprosić. Strach pomyśleć, że w wypadku oper przetargi mogą być ogłaszane oddzielnie na każdy akt. Śmiejesz się? To przyjdzie, o ile w porę świat się nie opamięta.
Od jakiegoś czasu taka sytuacja robi się na rynku tłumaczeń. Kiedyś konkretne roboty robili konkretni ludzie, bo się na nich znali i byli dobrzy w swoich dziedzinach. W tej chwili ogłasza się przetargi na "całościową obsługę tłumaczeniową" do których mogą startować tylko agencje (i takie jest założenie), bo nie ma tłumaczy omnibusów. Wygrywa firma, ktora oferuje najniższą cenę, czasami kryterium jest "doświadczenie". Tylko, co ciekawe - to nie agencja sama tłumaczy, tak że jakie ona ma doświadczenie "tłumaczeniowe"? Co najwyżej w przeszłości współpracowała z dobrymi fachowcami, których robotą może się pochwalić. Ale jako że teraz głównym kryterium są ceny, które są stale zbijane, fachowców do nowych prac coraz trudniej im znaleźć i robią coraz większymi "meliorantami". Jakość języka spada na łeb na szyję i nikt nawet z tym nie walczy, bo coraz mniej ludzi w ogóle wie, że istnieje coś takiego, jak poprawna polszczyzna, nie dopuszczająca sformułowań w stylu "targetowanie kustomerów", "adresowanie problemów", "dążenie do progresu", czy "fokusowanie się na kliencie". Zrobione w drodze przetargu tlumaczenie prawa unijnego już kilkukrotnie było linczowane przez prasę i sądzę, że jeszcze długo będzie, bo samo się nie poprawi
Podobne zjawiska występują na wielu innych rynkach branżowych.
Tak, że nieciekawe mamy czasy.
One good turn deserves another