Dzisiaj kolega z pracy (tuż przed trzydziestką) opowiedział dowcip jako aktualny:
Pani w klasie poprosiła dzieci, aby powiedziały jak chcą, aby wyglądała klasa.
Marysia chciała kwiatki na ścianach.
Zosia marzyła o widoczkach łąk.
Niestety do odpowiedzi wyrwał się też Jasio:
- Tu pieprznąć szlaczek, tam pieprznąć widoczek i będzie git.
Pani się zdenerwowała, poszła do dyrektora szkoły i opowiedziała co powiedział Jasio.
Pan dyrektor na to:
- Jasio ma rację. Baz szlaczka i widoczka będzie do d+py.
A mnie się przypomniał dowcip z końca lat .60 ubiegłego wieku gdy sam do podstawówki chadzałem i normą było, że remonty szkolne rozpoczęte w wakacje trwały jeszcze długo w trakcie roku szkolnego:
W trakcie lekcji wchodzi do klasy dwóch malarzy i jeden do drugiego mówi:
- Tu pier+olniem szlaczek, tam pier+olniem szlaczek i będzie dobrze.
- Ależ panowie - oburza się nauczycielka - jak można tak wyrażać się przy dzieciach. Natychmiast wzywam dyrektora.
Po przyjściu dyrektora malarze powtarzają swoją kwestię nie rozumiejąc o co tej pani chodzi. A dyrektor na to:
- Macie rację. Inaczej byłoby chu+owo.
I z tej samej serii z przed 40 lat:
Trwa lekcja, a za oknem stale słychać:
- Marian, k+rwa twoja mać. Podaj cegłę!
Pani wychyla się przez okno i prosi murarzy:
- Panowie, tu są dzieci. Proszę delikatniej się wyrażać.
Za chwilę słychać:
- Marian, k+rwa twoja mać. Podaj cegiełkę.
Wyrażenia tego typu nie były obce nawet uczniom szkoły podstawowej. Jednak żaden z nich nie zdecydował się ich użyć w obecności osób starszych, lub na ulicy.
Gdy ostatnio posłuchałem rozmowy trzech ok. 12-letnich panienek w autobusie, to jak jakiś komunistyczny dziadek zacząłem tęsknić do słusznie minionych czasów.
Marcus